2018-01-31

O niektórych kontrowersjach związanych z nowym podatkiem „galeryjnym”

Z dniem 1 stycznia 2018 roku wchodzą w życie rewolucyjne zmiany w zakresie podatków dochodowych. Jedną z bardziej problematycznych jest nowy podatek majątkowy. W istocie, gdyby słuchać tylko oficjalnych wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Finansów, to żaden nowy podatek majątkowy nie został wprowadzony, są tylko poprawki do ustaw podatkowych które w założeniu mają powstrzymywać podatników od unikania opodatkowania czy też od stosowania tzw. agresywnej optymalizacji podatkowej. W oficjalnym uzasadnieniu rządowego projektu zmian jest nawet rozległy fragment, który najwyraźniej przekonać miał parlamentarzystów, że nowe rozwiązanie opodatkowuje dochód, a nie majątek. Istota podatku, określonego w ustawie jako "podatek dochodowy od przychodów z tytułu własności środka trwałego położonego na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej" (już sama nazwa jest osobliwa) jest stosunkowo prosta. Właściciel skomercjalizowanej (ogólnie przeznaczonej na cele działalności handlowej) nieruchomości stanowiącej środek trwały o wartości przekraczającej 10 mln zł, obowiązany jest odprowadzać podatek od "przychodów", które równe są wartości poczatkowej środka trwałego, w wys. 0,035% miesięcznie. Owe przychody są tu konstrukcją całkowicie sztuczną. Podatek liczony jest od wartości majątku i jako taki z dochodem ma tyle wspólnego, że umieszczono go w ustawach o podatku dochodowym. No może nie całkiem. Dodatkowa regulacja pozwala bowiem dla tych podatników których biznes generuje dochód do opodatkowania, na odliczenie od standardowego podatku dochodowego kwoty zapłaconego podatku "galeryjnego" (nazwa sie chyba przyjęła, bo w znacznej części dotyczy on właścicieli galerii handlowych, a do tego trafnie kojarzy się z galerami). W rezultacie podatek jest neutralny dla tych którzy prowadzą rentowne przedsiębiorstwo, a dla pozostałych stanowi dodatkowe obciążenie i jest według autorów projektu tzw. minimalnym podatkiem dochodowym. Co więcej w uzasadnieniu projektu wyraźnie wskazano, że co do tych drugich domniemuje się, że ich brak rentowności jest wynikiem stosowania nieuczciwych praktyk optymalizacyjnych i nowa regulacja ma na celu im przeciwdziałać, aby przywrócić sprawidliwość podatkową. Czy tak jest w istocie? Pozwolę sobie wyrazić kilka wątpliwości.

Nowy podatek bowiem ujawnia słabości podatków majątkowych oraz pewnych antyabuzywnych rozwiązań, które bywają kontrskuteczne.

Na początek proponuję przyjąć kilka założeń. Jest niewątpliwie prawem państwa, aby przeciwdziałać unikaniu opodatkowania. Wyszukane rozwiązania podatkowe, nastawione na redukcję opodatkowania, stosowane głównie przez podatników wystarczająco zamożnych, aby pokryć koszty międzynarodowych ekspertów podatkowych oraz koszty założenia i utrzymania zaprojektowanych struktur, mogą być nieuczciwe, nie tylko dlatego, że ograniczają wpływy do budżetu, ale przede wszytskim dlatego, że podważają zasady wolnej konkurencji na rynku. Proporcjonalnie wyższe opodatkowanie osób zamożnych może być także moralnie usprawiedliwione co najmniej z dwóch powodów: Pogłębiająca się przepaść w zakresie dochodów i majątku stanowi zagrożenia dla społecznej stabilności i dla dalszego zrównoważonego rozwoju (choć jej pogłębianie się w Polsce jest dyskusyjne). Można ponadto rozsądnie argumentować, że osoby zamożne są beneficjentami owej stabilności i rozwoju w wiekszym stopniu niż ubodzy. Z tego też powodu od dawna wpływowi ekonomiści (Piketty, Deaton, Atkinson) i międzynarodowe tygodniki opinii (The Economist) wspierają podejmowanie działań przeciwko unikaniu opodatkowania i rosnącym nierównościom. Jedocześnie (przynajmniej niektórzy) ostrzegają że działania te powinny być przede wszystkim skuteczne i nie powinny hamować wzrostu gospodarczego. Innymi słowy nie powinnny zniechęcać uczciwych podatników do podejmowania ryzyka gospodarczego. Lepszym sposobem zatem jest opodatkowanie ostentacyjnie konsumpcyjnego majątku prywatnego lub dziedziczenia znacznych fortun, niźli majątku przedsiębiorstw i ich dochodów.

I w tym jest istota rzeczy. Podatek "galeryjny" jest ewidentnie skierowany przeciwko majątkowi przedsiębiorstw i karze nie tych, którzy unikają opodatkowania, ale tych którzy są wystarczjąco odważni aby podejmować większe ryzyko gospodarcze. Unikanie opodatkowania w przypadku dochodów z  nieruchomości jest jednym z najtrudniejszych wyzwań dla doradców podatkowych. W większości krajów (w tym w Polsce) taki dochód jest zawsze opodatkowany według miejsca położenia nieruchomości, niezależnie od rezydencji podatkowej właściciela i nie da się po prostu przenieść nieruchomości do raju podatkowego. Tak więc liczba "agresywnych optymalizatorów" jest w tym obszarze mocno ograniczona. Jest jednak inny powtarzający się wzorzec przy takich dochodach. Jesli bowiem właściciel nieruchomości przeznaczonej do skomercjalizowania, planuje ją w przyszłości sprzedać lub osiągać z niej długookresowe profity, to rozsądny inwestor dążyć będzie do sfinansowania kosztów jej budowy w maksymalnym stopniu kredytem bankowym. Wiedzą o tym wszyscy którzy kupują na kredyt mieszkania na wynajem. Czym wyższy będzie wskaźnik długu do wartości (LTV – loan to value), tym wyższa będzie uzyskana w przyszłości stopa zwrotu. W konsekwencji jednak oznacza to wyższe koszty podatkowe i "erozję" podstawy opodatkowania. Jest to jednak efekt ryzykownego przedsięwzięcia (silnie finansowanego kredytem bankowym), a nie efekt podatowych trików.

Podatek "galeryjny" ma jeszcze jeden efekt uboczny, z pewności niezamierzony przez rząd, który oficjalnie występuje jako obrońca interesów polskich przedsiębiorców.  Owi odważni inwestorzy zwykle mają polską rezydencję czy też narodowość, podczas gdy nabywcy skomercjalizowanych nieruchomosci to zwykle zagraniczne fundusze inwestycyjne, dla których osiagana w Polsce stopa zwrotu z czynszów, jest niezwykle atrakcyjna, jako jedna z najwyższych w Europie. Teraz, owi Polscy inwestorzy przytłoczeni nową daniną, będą jeszcze bardziej chętni (lub zmuszeni) do pozbycia się swoich nieruchomości. To może być dobry czas na zakupy.